22.08.2014

Wywiad z Jackiem Hugo-Baderem

Jeden z najwybitniejszych polskich reportażystów biega od niemal dwudziestu lat. Swój pierwszy półmaraton przebiegł w Warszawie w 1997 roku i od razu złamał magiczne cztery godziny. Ita Skwarczyńska, dziennikarka „Literackiej” postanowiła odkryć mniej znane oblicze autora i sprawdzić, dokąd biegnie Jacek Hugo-Bader.

Bieganie pomaga w pisaniu?

Ja właśnie między innymi z tych powodów biegam. Przy pisaniu czegoś dużego jak reportaż, bardzo często spotyka mnie coś takiego - i myślę, że wielu pisarzy tak ma - że nie mogę ruszyć, po prostu nie wiem co dalej, albo stanąłem przed jakimś problemem i nie wiem jak sobie z nim poradzić. I wtedy po prostu wychodzę i zaczynam biec. Biegnę półtorej godziny i nie ma mowy, żebym czegoś tam nie wymyślił.

W reportażu Moja Czomolungma opisuje pan swój pierwszy maraton. Cały czas pan gdzieś biega?

Tak, właśnie dzisiaj się tak miotałem - aż do Gdyni dobiegłem. Tak z 45 minut w jedną stronę i 45 minut z powrotem. Na wysokości Klubu Atelier skończyłem kąpielą w morzu. Uwielbiam biegać po plaży na bosaka, biegnę na granicy wody i lądu. Najbardziej lubię jak tak spod nóg chlapie. (śmiech)

A nie myśli pan o modnym w ostatnim czasie triathlonie?

Nie, ja z triatlonem miałbym taki kłopot, że nie najlepiej pływam. To znaczy - umiem pływać i to dobrze - ale nie potrafię tak tych dwóch kilometrów przechetać w jakimś dobrym tempie. Do triathlonu się nie przymierzam. I w ogóle teraz jakoś mniej startuję.

Kiedy ostatnim razem startował pan w zawodach?

Uuu, dawno, bo oszczędzam kolano. Okazało się, że zamęczyłem je po prostu. Ostatni raz pobiegłem w półmaratonie w grudniu, bo ostatnio moja żona odkryła w sobie siłę biegacza. Biegliśmy w Półmaratonie Świętych Mikołajów w Toruniu. Wiedzą Państwo jakie to fajne? 5 tysięcy osób biegnie w stroju Mikołaja przez miasto. Coś niezwykłego. Kapitalna sprawa.

Wielu ludzi po bieganiu pomimo zmęczenia fizycznego odczuwa psychiczne odprężenie.

No przecież właśnie po to się biegnie. Ja się resetuję. Teraz, ponieważ już nie startuję w zawodach zasadniczo, robię to już dla przyjemności. Żadne tam jakiś interwały, rytmy, przebieżki, wieloskoki. (śmiech) Nie, tylko po prostu wychodzę do lasu i zwyczajnie biegnę. Robię to wyłącznie dla przyjemności.

Ma pan ulubioną porę dnia lub roku, w której biega się panu najlepiej?

Im trudniej tym lepiej. Im bardziej brzydsza, nieoczywista pogoda, tym lepiej. Najbardziej lubię biegać w śnieżycy.

Jak wygląda pana bieganie na wyprawach reporterskich? Czy będąc - na przykład - na Kołymie też pan biegał?

Rzeczywiście na wyprawach czasami lubię się przebiec. Jeżeli mam czas, ale to się bardzo rzadko zdarza, jest jakaś super chęć żeby to zrobić, to idę biegać. Po prostu dla przyjemności, dla ciała. Ale to się bardzo nieczęsto zdarza. Te moje wyprawy i tak są wyczerpujące fizycznie. Najzwyczajniej, nie mam po prostu na to siły. A na Kołymie, kiedy jeździłem autostopem, często szedłem na mrozie z worem i plecakiem, więc bieganie byłoby księżycowe. No nie, facet po tajdze zasuwa, jakąś przebieżkę robi - to byłoby zabawne. (śmiech)

Spotkanie z Jackiem Hugo-Baderem odbyło się w czwartek, 21 sierpnia, w cyklu „Kulturalna Plaża Trójki”.

Wywiad przeprowadziła Ita Skwarczyńska

Powiązane wydarzenia

21/08/2015 14:30

Kulturalna Plaża Trójki